Najlepsze perfumy 2024 roku
Trendy trendy
Ten rok był wyjątkowo obfity w liczne, często mnogie premiery. Co tydzień dowiadujemy się o około 100 nowych premierach. Trendów jest wiele. Dalej króluje nurt gouormand. Ludzie chcą pachnieć słodko, pragną woni deserów w perfumach. Jednak to przede wszystkim wanilia jest wiodącą nutą, której wiele osób poszukuje z przyspieszonym biciem serca. I choć wanilia to w dalszym ciągu moja ulubiona nuta zapachowa, to w tym roku poczułam przesyt i zaczęłam odpływać w stronę piżma, sandałowca, ryżu i herbaty. Przechodzę zmęczenie słodyczą, ale i dojrzewam. Mój gust się zmienia.
W 2024 roku wyjątkowo popularne były ekstrakty. Marki oferowały nam zintensyfikowane wersje istniejących zapachów, albo zupełnie nowe, bogate eliksiry. Nie sposób odczuć, że dla wielu marek był to sposób na łatwy zarobek. Wiele z tych nowych, intensywnych wersji nie wniosło żadnej nowej lub potrzebnej komukolwiek jakości. Ceny tych ekstraktów często były trudne do przełknięcia.
Moje 2 ulubione trendy roku
Przejdźmy do dwóch trendów, które były bardzo udane i z ich rozkwitu się ucieszyłam. W pewnym sensie oba są ze sobą powiązane. Mowa o irysie i aldehydach. Wszystkie poniżej wspomniane zapachy należą do tych najlepszych, ale nie byłam w stanie przypisać każdemu z nich numeru na liście. Postanowiłam zestawić je obok siebie. W ten sposób każda kompozycja zostanie doceniona i Wam przybliżona, a ja nie muszę podejmować tych trudnych decyzji. 😉
Iris Palladium, Les Eaux Primordiales
Nie jestem pewna, czy irys był zamierzonym trendem, czy po prostu w tym roku perfumy o zapachu irysów były wyjątkowo udane. Moim pierwszym odkryciem było Iris Palladium od Les Eaux Primordiales. Znalazłam w nim chłodny zapach kardamonu zmieszanego z lawendą i posągowym irysem. Pozornie jest to zimny, smutny irys, ale jeśli tylko ktoś zaaplikuje te perfumy na skórę zamiast na papier, a potem poczeka aż zapach się dobrze ułoży, to odnajdzie jego inne oblicze. Mleczny sandałowiec przyciąga do siebie cząsteczki umiarkowanie słodkiej wanilii, po czym spoczywa i śpi słodko na bursztynowej, ciepłej bazie. Miodzio!
Delphinus, Creed
Drugim wielkim irysem tego roku jest przepiękny, maślany Delphinus marki Creed (pełna recenzja TUTAJ). Kremowy blend migdałów i wanilii stanowi dla irysa pretekst, aby lekko się rozleniwić, osłodzić, pokazać miękkie oblicze. Tu znajdziecie subtelną pudrowość dzięki heliotropowi, tajemnicę dzięki smużce kadzidła. To właśnie te perfumy uświadomiły mi jak bardzo moja miłość do irysa odżyła i jak w codziennym życiu brakowało mi jego elegancji.
502 Iris Cartagena, Bon Parfumeur
Ostatnim (i najbardziej zaskakującym) odkryciem tego roku był 502 Iris Cartagena od Bon Parfumeur. Początkowo nie czułam się zachęcona do testów, bo ten flakon wyskakiwał na wielu kontach na IG. Był wszechobecny, a to wcale mnie nie kręci. Wolę wynajdywać perełki, a jeśli reklamy napadają na mnie na każdym kroku, to nie ma we mnie zainteresowania. To wszystko zmieniła wizyta w perfumerii. Przetestowałam te perfumy i mój nos przykleił się do nadgarstka. Sypkie, słodkie kakao spadające lekko na kremowe, irysowe masełko niczym śnieg. Wzruszająca miękkość, czysta poezja. Dzisiaj trzymam swój flakon. Kupiony z własnych pieniędzy, ale polecam tak mocno jak wszyscy z internecie. Szum wokół tego zapachu jest całkowicie uzasadniony!
Te aldehydowe cuda stały się mi bardzo bliskie. Nie byłam w stanie wyjąć ich z kategorii i przypisać im numeru na liście faworytów. Każdy z nich stał się ważną częścią mojej kolekcji, wpisał się w moją dzienną rutynę. Poczułam niesamowitą chęć odkrywania aldehydowych kompozycji. Ta ciut metaliczna, świetlista czystość i klasa po prostu zaczęła mi się marzyć pod różnymi postaciami. O aldehydowym trendzie pisałam TUTAJ.
Comète, Chanel
Markę Chanel cenię za wiele rzeczy, ale najbardziej za to, że nie wypuszczają co chwilę nowych filarowych perfum. Testując każdy z nowych zapachów wiem, że stoi za nim głęboka refleksja, czuję, że nie jest to kolejny dodatek dokolekcji, „bo trzeba”. Comete to perfumy potrzebne i znajdują blisko perfekcji. Świetlisty, aldehydowy irys ozdobiony płatkami kwiatu wiśni pachnie subtelnie szminkowo, ale zarazem tak współcześnie, że nie sposób się nim nie zachwycić. Pełna recenzja tych perfum znajduje się TUTAJ.
Acne Studios, Frederic Malle x Acne Studios
Acne Studios pachnie wiszącą na drzewku dorodną brzoskwinią, która porusza się powściągliwie na wietrze. Aldehydy dodają świetlistości, zapach wręcz ogrzewa skórę, mimo że brak mu stricte solarnych konotacji. Do drzewka przyczepiono sznur, na którym suszą się białe, bawełniane koszule. Woń proszku do prania subtelnie drapie po nosie. W bazie mamy iso e super w połączeniu z kadzidłem. Efekt jest fenomenalny. To był mój ulubiony zapach z kategorii „świeże pranie”.
New Look 2024, Christian Dior
W tym roku marka Dior była zajęta lansowaniem kilku premier, a ta udała się im wyjątkowo. Francis Kurkdjian postanowił zaserwować nam świetliste, przestrzenne kadzidło. W tym zapachu jest kontemplacyjny chłód, ale i komfort. To właśnie aldehydy nadają tym perfumom światła i przestrzenności. New Look 2024 zdecydowanie warto poznać! Pełna recenzja do przeczytania TUTAJ.
Najlepsze perfumy 2024 roku:
Yum Boujee Marshmallow | 81, Kayali
Jeśli miałabym wskazać najlepszy gourmand tego roku, to bez zawahania stawiam na Kayali i ich przepyszne Boujee Marshmallow. Nic dziwnego, że to właśnie Mona Kattan, nieoficjalnie znana jako królowa gourmand, dostarczyła takich doznań łasuchom. Yum Boujee Marshmallow kupiłam zupełnie w ciemno spodziewając się czegoś smakowitego. Zapach okazał się o wiele lepszy niż sobie wyobrażałam. Truskawkowe lody, ciasto, bita śmietana i pianki marshmallow podane zostały z przymrużeniem oka, ale bez tanich, tendencyjnych zagrań. Te perfumy są puszyste, kremowe, idealnie słodkie. Nie brakuje im fantazji i uroku. Jestem zachwycona!
Ambre Nuit Espirt de Parfum, Christian Dior
Nie spodziewałam się pokochać nowej wersji Ambre Nuit. Klasyczna kompozycja wypada na mnie sucho, czerstwo i bez wyrazu. Jest w nim męski pierwiastek, ale podany w nieatrakcyjny dla mnie sposób. Mogłam się domyślić, że Francis Kurkdjian pozmienia i namiesza tak zwinnie, że się zakocham? W dalszym ciągu nie wiem, czy odnalazłabym się w tym zapachu na co dzień, ale co jakiś czas wylewam kilka kropelek z mojej miniatury na skórę i rozkoszuję się. Bursztynowe ciepło mocne w przyprawy otula, roztacza kardamonowe chmury, osładza życie cynamonem. W otwarciu tych perfum czuję ogórki w zalewie musztardowej i choć brzmi to raczej odpychająco, to uwierzcie mi – zapach zabiera na wycieczkę doznań z której nie chce się wracać!
Tonka Hysteria, D’Orsay
D’Orsay to marka, która w tym roku rozpieściła nas trzema ekstraktami. Tonka Hysteria, Flower Lust oraz Incense Crush miałam okazję poznać na Esxence. Już wtedy wiedziałam, że Tonka Hysteria zawojuje świat. Choć wszystkie 3 ekstrakty są świetne, to ten właśnie najbardziej mnie zachwycił. Chociaż nie da się nie wyczuć w bazie kremowej, wytrawnej wanilii, to zadziwiająco jest to tonka, która się nie wysładza. Towarzyszy jej genialny, suchy irys i szczypta cynamonu. Zapach jest tak bogaty, głęboki i tajemniczy, że nie będę nawet próbowała opisać go na szybko w kilku zdaniach. Wyczekujcie recenzji!
Terra, Jijide
Spośród wszystkich cynamonowych kompozycji to właśnie ta okazała się najbardziej wyjątkowa. Jijide serwuje nam pylistego, intensywnego, ale lekkiego w noszeniu przyprawowca. Terra jest jak wysokiej klasy ciasteczko korzenne bez maślanych i cukrowych akcentów. Uwielbiam jego wytrawność. W otwarciu zapowiada się na amaretto, jednak z migdałem nie ma nic wspólnego. Gwajak, aldehydy i kadzidło tworzą surową, autentycznie niszową bazę. To nie jest zwyczajny miks przypraw! Moją pełną recenzję zapachu przeczytasz TUTAJ.
Tilia, Marc-Antoine Barrois
Tilia zdefiniowała moje lato. Miodowa, posypana pyłkiem lipa w molekularnej odsłonie to zapach, któremu poświęciłam wiele uwagi. Tilia skrzy się, lśni, jest radosna i lekka. To wehikuł czasu, które przenosi mnie do dzieciństwa. Nie spotkałam jeszcze zapachu tak autentycznego, nowoczesnego (bez retro sznytu) a przy tym o tak olbrzymich parametrach. Czekam co Marc-Antoine Barrois zaplanował na ten rok. Podobno szykuje kolejnego kwiatowca. Czekam niecierpliwie!
Polish Potatoes, Bohoboco
Oj, z Bohoboco się w tym roku nie nudziłam. Wszystko zaczęło się od niezwykłego zapachu Magic Mushroom (recenzja TUTAJ), który rozłożył mnie na łopatki i otworzył w mojej wyobraźni drzwi, o których nigdy nie słyszałam. Grzybkowi niewiele brakło, aby znaleźć się na tej liście. Można powiedzieć, że miejsce zabrał mu młodszy brat, a dokładniej Polish Potatoes. Polski ziemniaczek to zapach uderzający w moją skrycie skrywaną, wrażliwą naturę. W otwarciu ma w sobie ziemistość, dosłownie jakby tak włożyć dłoń w sypką, suchą glebę. Wspomnienia z dzieciństwa uderzają z ogromną mocą. Z czasem bardziej czuć słodkawego, ziemistego buraczka, dosłownie czuję jego sok na ustach. Polish Potatoes to piękna, wzruszająca opowieść o miłości do ziemi. W roli głównej występuje przepiękna, zapierająca dech w piersi paczula. Ziemniak jest bardzo nostalgiczny, nastrojowy. Przyznam, że to jeden z zapachów przy testowaniu którego uroniłam łzę wzruszenia. Brawo, Bohoboco!
Estrella de la Manana, Une Nuit Nomade
Marka Une Nuit Nomade, podobnie jak D’Orsay, zaserwowała nam 3 ekstrakty. Jednym z nich jest Estrella de la Manana. W pierwszym kontakcie z tym zapachem niemal zabrakło mi siły by utrzymać się na nogach. Wyobraźcie sobie, że ktoś zostawił pobrudzoną olejem albo smarem czarną, skórzaną kurtkę w sklepie z czekoladą. W tym sklepie są stare, dębowe meble, to vintage delikatesy ze starą czekoladą i kakao na wagę. Kto zechciałby kupić starą czekoladę? Do tej pory też zdawało mi się, że nie jestem zainteresowana. Estrella de la Manana zmieniła moje zdanie. Głośne, intensywne pachnidło, które nie boi się wyrożniać. I jeszcze jedno – moim zdaniem to jakaś daleka krewna Le Lion.
Patchouli Paris, Guerlain
Nie wiem, czy z wiekiem robię się nudna i przewidywalna, a może po prostu już wiem, czego chcę. Coś, o czym jestem święcie przekonana, to to że Guerlain to perfumiarstwo najwyższej klasy. Debiutujący jesienią Patchouli Paris spełnił moje wszystkie oczekiwania. To paczula biała, wyczyszczona z wszelkiego brudku, oczywiście odziana w czerwoną suknię i długi płaszcz, spacerująca po Montmartre. To aldehydy dodają jej tej świetlistości, one dodają jej krokom pewności. Z czasem pojawia się irys, a z nim z paczuli wychodzi lekka niegrzeczność. Szminkowo – buduarowe oblicze irysa jest zachwycające. W bazie czuję z lekka zwierzęcą, niepokojącą wanilię. Czy to jesteś ty, drogocenna ambro? Zaufajcie mi, że te perfumy są zjawiskowe. Nie będą łatwe w odbiorze, mogą nie spodobać się tłumom. Miłośnicy paczuli – nie przegapcie tego zapachu. W związku z jego niszowym charakterem nie wróżę mu długiej żywotności w kolekcji. W mojej już jest i mojego flakonu nikomu nie oddam! Mój zapach roku.
Jakie są Wasze ulubione premiery 2024 roku? Chętnie się dowiem. Piszcie w komentarzach.
Uwaga! Miejsca w moim rankingu nie można kupić, ani o nie poprosić. Wszystkie wymienione perfumy przetestowałam na własnej skórze i wszystkie poza jednymi posiadam w kolekcji. Selekcja jest autorska i nie ulega żadnym wpływom i układom 🙂
Tagi: Bohoboco, Bon Parfumeur, Chanel, Creed, Dior, Frederic Malle, Guerlain, Jijide, Kayali, Les Eaux Primordiales, Lifestyle, Marc-Antoine Barrois, Nisza, Une Nuit Nomade, Zestawienia