Kayali – Fleur Majesty Rose Royale 31 | recenzja perfum

Perfumy muszą wywoływać we mnie silne emocje, jeśli mam o nich napisać na blogu. Poświęcenie cennego czasu wchodzi w grę tylko dla perfum, które szczerze chcę Wam przybliżyć. Nie jest powiedziane, że te emocje muszą być pozytywne, ale teraz zdradzę Wam, że chodzi o te dobre, co rozgrzewają serce.
Na wiosnę Kayali przygotowało dla nas motyw kwiatowy. Jestem przekonana, że po tej zimie, która w sumie była wieczną jesienią, wszyscy potrzebujemy przebudzenia kwiatów. Fleur Majesty Rose Royale to perfumy dedykowane kremowej, słodkiej róży, która została skropiona sokiem z brzoskwini.

Odnajduję w niej przyjemnie chłodną, kruchą nutkę gruszki, której nie pozwalamy dojrzeć przed pierwszym, zachłannym gryzem. Zapach wiruje, kręci się i łączy ze sobą wielorakie odcienie różu.
Fleur Majesty to intenstywnie kwiatowy, nieco pudrowy bukiet róż wydany za koszyk brzoskwiń, a wzdychający po cichu do pudrowych fiołków.
Nie da się ukryć, że ten kremowy obrazek pełen „niewinnych” różyczek przypomina o kultowej Delinie od Parfums de Marly (możecie przeczytać u mnie o wersji Exclusif), a kruchość owoców pozostawionych na zaszronionej szybie o Fleur Narcotique od Ex Nihilo. Nie powiem, że ten zapach jest kopią tych kompozycji.

Fleur Mejesty Rose Royale żeni to, co w obu kompozycjach cenię najbardziej, ale kładzie te walory na piżmowej pierzynce. To posłanie purpurowe, fiołkiem usłane. Cukrowy fiołek dla kogoś może być powodem do zawodu, ale dla mnie jest wybawieniem. Surowe fiołki zwykle mnie zasmucają. Fleur Majesty to niepozowany uśmiech najkochańszej osoby w majowy poranek.
Polecam przetestować.
[prezent PR/materiały reklamowe]
Perfumy otrzymałam od marki Kayali bez jakichkolwiek zobowiązań. Piszę o nich z własnej woli, bo uważam, że zasługują na to.