Donna Karan – Pure DKNY
Pure DKNY to perfumy, których nie spodziewałam się polubić. Kiedyś kupiłam próbkę i zużyłam ją z wielką przyjemnością. To chyba jedyna próbka, którą zużyłam do samego końca. Od tamtej pory chodzi za mną flakonik. Dlaczego właśnie Pure?
Pure DKNY jest dokładnie taki jak w opisie. Delikatny, linearny, czysty. Jeśli czytacie mojego bloga regularnie, na pewno wiecie, że to nie są cechy, które przyciągają mnie do zapachów. Szukam mocy, pasji i fajerwerków projekcyjnych. Oczywiście – są wyjątki. I właśnie dlatego Pure DKNY całkowicie mnie przekonuje.
Od samego początku Pure to bardzo dobry miks kremowego, jasnego jaśminu, suchego drewna sandałowego, delikatnych frezji z dodatkiem ulotnego lotusa. Nic więcej, nic mniej. Ale jego piękno tkwi w prostocie.
Przypomina zapach świeżego prania, ale nie wchodzi w agresywny ton detergentów.
Czasem nasuwa skojarzenia z zapachem bawełnianej (koniecznie białej!) sukienki na rozgrzanym ciele, ale nie ma w nim nic typowo „cielesnego”.
Pure ma w sobie coś bardzo „czystego”, co kojarzy mi się z matką obejmującą swoje dziecko. Jednak Pure DKNY jest trochę zbyt intensywny jak na ten obrazek.
Mogę więc Wam powiedzieć, że jest on bardzo sugestywny, ale żadne skojarzenie nie jest idealne. Bo Pure po prostu jest. To zapach niezobowiązujący, świeży. Nie będzie zbierał wielu komplementów, ale pozwoli na spokojne przeżycie dnia, skupienie się na sobie, różnych ważnych sprawach. I każda z nas czasami potrzebuje takiego zapachu. Takiego który będzie po prostu towarzyszył, ładnie zdobił skórę, ale sam nie będzie próbował zawładnąć naszym światem. Na skórze utrzymują się około 5, 6 godzin, jak wspominałam – nie oferują projekcji, przez cały czas pachną niemal identycznie.
W opisie producenta obiecano nam kropelkę wanilii. Jakoś szczególnie nie mogę jej wyłapać (no, w końcu to tylko kropla), ale w tym zapachu jest momentami coś ciepłego i przytulnego, jak świeżo uprany kocyk – choć powiedziałabym, że to raczej sprawka ambry.
Jeśli będę chciała pachnieć świeżo, lekko, kobieco, ale ciekawie – na pewno sięgnę po Pure DKNY. Idealny do lekkiej sukienki, t-shirtu i wytartych jeansów. To taki casual scent, ale na pewno nie skin-scent – na to jest za mało zmysłowy. Pure DKNY jest jak ulubiony film czy miś z dzieciństwa – miło czasami do niego powrócić, jednak nie jest to towarzysz każdego dnia. Zbyt często używany straci swój urok i zwyczajnie – może się znudzić. Ostrożnie z nim, ostrożnie.
Polecam!
/Zaczynam testować Pure DKNY Verbena oraz Pure DKNY Drop of Rose. Wstępnie mi się podobają.
foto 1 via fragrantica.pl; foto 2&3 thenonblonde.com
* post sponsorowany
Tagi: DKNY, Donna Karan, Recenzje