W mojej kolekcji jest wiele zapachów, które pasują do cieplejszej pogody. Zazwyczaj nie dzielę ich na wiosnę i lato, ale w tym roku postanowiłam trochę poeksperymentować. Przyznaję – głównie dlatego, że koniecznie muszę zużyć choć jeden flakonik. Ostatnio obliczyłam, że ostatni flakonik, który sama zużyłam to Mariah Carey M Ultra Pink. To było w 2010 roku! Zaczęłam rozdawać te, których raczej nie zużyję – to naprawdę dobra (i pewnie jedyna skuteczna) strategia.
Wracając do tematu.
L’Imperatrice to zapach, nad którym rozczulałam się już wielokrotnie. Uwielbiam jego kwaskowatość i świeżość. Zapewne zostanie ze mną aż do końca lata. Zwyczajnie nie mogę się bez niego obejść. Cesarzowa jest świetna na ciepłe dni, na rozchmurzenie się. Poprawia humor i powoduje lawiny komplementów. Przez pewien czas uważałam go za swój signature scent, ale szybko zdetronizowany został przez Roberto Cavalli edp. Nie ulega jednak wątpliwości, że wiosną będę sięgać po Cesarzową najczęściej.
Osoby, które czytają moje wpisy od dawna wiedzą, że Eclat d’Arpege to dla mnie zapach szczególny. Rok temu były to jedyne perfumy, których mogłam używać, za sprawą ciążowej nadwrażliwości na zapachy. W tej chwili kiedy tylko myślę o kwietniu – czuję zapach Eclat d’Arpege. Zapisał się w mojej pamięci i zawsze będę go miała w kolekcji. Jest to zapach kwiatowy, ale bardzo subetlny. Nie jest oczywistym kwiatowym zapachem. Liście herbaty, lilaki i piżmo tworzą bardzo świeże i kojące połączenie. Nie ma wiosny bez tego klasyka.
Ależ się cieszę, że to cudo jest w mojej kolekcji. Już o nim pisałam, w jednej z recenzji. Lily Chic to limitowana Escada z 2000 roku. Jeszcze wtedy te zapachy prezentowały zupełnie inny poziom. Nie były ulepowatymi soczkami, które mają spodobać się wszystkim. Lily Chic to bardzo świeże, kwaśne i ostre połączenie owoców i kwiatów, z dominującymi nutami konwalii i gruszki. Orzeźwia i dodaje energii. Dla wielu osób jest za mocne i nieokrzesane. Według mnie to tylko kolejna zaleta.
Miniaturka Dior Addict Eau Delice pojawiła się w mojej kolekcji niedługo po premierze tego zapachu w Polsce. Byłam pewna, że szybko kupię flakon o pojemności choćby 20ml. Jeszcze do tego nie doszło, właściwie nie wiem dlaczego. Ostatni Addict jest ciepły, owocowy, uzależniający i oryginalny. Być może lepiej sprawdza się w upalnych temperaturach, ale ja się za nim stęskniłam. Czas do niego powrócić!
Do tej pory sięgałam po Escada S jesienią. To właśnie jesienią je dostałam, wtedy je nosiłam. S to perfumy, które są dla mnie najbardziej nafaszerowane dobrymi wspomnieniami. 30ml, znajdujące się w mojej kolekcji, to już drugi flakon. Wcześniej miałam 50ml, które szybko zużyłam (to były inne czasy:D). W tej chwili używam tych perfum rzadko, aby wrócić pamięcią do miłych wspomnień. Jednak muszę przyznać, że pachną dla mnie zupełnie inaczej niż te 5 lat temu. Wtedy były cieplejsze, słodsze. W tej chwili są bardziej mydlane i różane. Może właśnie dlatego preferuje je wiosną. Tak czy inaczej – kocham je miłością bezwarunkową i zawsze będę je miała w kolekcji.
Mariah Carey Luscious Pink Deluxe. Najbardziej wiosenny zapach z kolekcji Mariah. (No, może zaraz obok kwiatowego Forever). I pewnie też to właśnie on ma najgłupszą nazwę 😉 Luscious Pink uwielbiam za słodkie Bellini, świeżość morskich nut i ciekawą interpretację piwonii. Zapach jest bardzo trwały i wyczuwalny dla otoczenia – pomimo, że nie jest bardzo mocny czy intensywny.
Za sfotografowanie wiosennych pachniątek dziękuję Monice Zaczyk 🙂