Kocham perfumy waniliowe.
Uwielbiam wanilię jako główną nutę, szaleję za wieloma zapachami, w których ten boski składnik czai się w tle. W leniwe dni, kiedy nic mi się nie chce, tylko wtulić w koc z dobrą książką i lampką wina, otaczam się zazwyczaj jakimś waniliowcem. Moimi ulubieńcami są Un Bois Vanille Serge Lutens, Vanille & Narcisse L’Occitane, czy mgiełka Bath & Body Works Warm Vanilla Sugar.
Vanille Noire z pewnością dołączy do tej rodzinki.
Lubicie, kiedy perfumy Was uwodzą? Jeśli tak, to sięgnijcie po flakon tego pachnidła. Kiedy zabójczo słodka, mocna, odurzająca wanilia zabiera każdy fragment mojej skóry, wypełnia powietrze odbierając możliwość oddychania (jakim cudem jest to zaleta?), nie mogę odeprzeć wrażenia, że Vanille Noire nauczyło się tej sztuczki od klasyka perfumeryjnego morderstwa – Hypnotic Poison. Jest w tej wanilii pewna gorycz, mrok, tajemnica. Jest trochę mniej skomplikowana, bardziej wykalkulowana, ale nigdy nie prosta, czy prymitywna.
Nie jest to wanilak, jak każdy inny. Elementem zaskoczenia w tym zapachu jest otoczenie słodkiej wanilii. Zazwyczaj spodziewamy się w jej towarzystwie karmelu, anyżu, cukru. Czegoś, co tylko podkręci temperaturę zapachu, przyczepiając mu etykietkę „SEXY”. W Vanille Noire postawiono na mimozę, mandarynkę, cedr i kwiat pomarańczy. Mandarynka wprowadza do kompozycji cierpkość, która co jakiś czas wyskakuje przed szereg, aby orzeźwić nozdrza, wprowadzić zamieszanie. Za mrok tego zapachu odpowiada cedr i kwiat pomarańczy. Te nuty przywołują aromat ziemii, powietrza i lasu, są gorzkie, ale subtelne. Nie pozostają na długo – znikają po chwili. W Vanille Noire króluje sucha wanilia (dahh!) i mimoza. Uwielbiam mimozę. Moja ulubiona jest w Kenzo Summer i Eden Cacharel. Tutaj pachnie bardzo uroczo, jak wspomnienie dzieciństwa. Jak cukier jedzony łyżkami, przez dzieci, kryjące się za wielką donicą z heliotropem (jeśli kiedyś stwierdzę, że mogłam Wam oszczędzić takiego obrazka, to Was oficjalnie przeproszę).
Wanilia i mimoza okazują się duetem perfekcyjnym, a ich zbrodnia jest idealna. Vanille Noire lekko przydusza wytwarzając lekką, niemalże kakaową mgiełkę. Wystarczy jeden oddech, a można się nią zakrztusić. Okrutnie piękną słodyczą – powala na kolana. Na koniec tuszuje ślady zdrodni naturalnym aromatem cedru.
Czuję się uwiedziona i będę wracać po więcej.
Serdecznie polecam poznanie tych perfum. Oferują słodycz, komfort, dobrą trwałość (około 7 godzin) i ciekawą interpretację wanilii. Bądźmy szczerzy – dla wielu wanilia wydaje się być bardzo przewidywalna i przereklamowana. Być może Vanille Noire to zapach dla tych osób.
Tagi: Recenzje, Yves Rocher