Blog o perfumach. W oparach popkultury.

Versace – Bright Crystal


No dobrze, przyznaję, Bright Crystal to naprawdę solidny świeżak.

Przez kilka minut.

Bestseller, świeżak, ulubieniec młodzieży. Te „zalety” odstraszały mnie od testów. Co roku stawiam sobie postanowienie, że wśród testowanych przeze mnie zapachów, chociaż 10% będzie letnimi kompozycjami. Do tej pory mi się nie udało, ale może w tym roku? To właśnie dlatego sięgnęłam po uroczą miniaturkę Bright Crystal, którą znalazłam pod choinką.

Nie żałuję. Bright Crystal to świeża, ostra, alkoholowa pięść, która uderza prosto w nos. Nie zostawia siniaków, właściwie to ten cios czuję bardzo krótko (około 3 godzin). Ale robi wrażenie. Nie spodziewałam się po Versace takiej odmiany świeżości. Nie jest grzeczna, ugłaskana i masowana cukrem pudrem. Pierwsze sekundy to wódka o smaku yuzu, która potrafi obudzić. Po kilku minutach wyłania się gardenia i kradnie całą scenę, ale gdzieś tam w tle czuję skórkę z cytrusów. Delikatny granat i wodny lotus rozwadniają to, co było konkretne, znika charakter i przez 1,5 godziny mam do czynienia z mało ambitnym, wodnym zapachem.

Zazwyczaj staram się szukać w perfumach czegoś pozytywnego, i nie przekreślać ich całkowicie. W przypadku Bright Crystal wadami jest tragiczna trwałość i pospolita nuta wodna. Biorąc jednak pod uwagę ten piękny, alkoholizujący początek, jestem w stanie ocenić go całkiem pozytywnie. Jeśli szukasz zapachu nietrwałego, ale ciekawego (przez kilka minut), nie masz nic przeciwko noszeniu perfum, które nosi wiele osób – pozwól sobie na nie. Jeśli nie, lepiej je omiń. 

Dwie kwestie męczą mój umysł:
1. Czy podoba mi się ten flakon? Od lat nie mogę tego rozstrzygnąć.
2. Czy kiedykolwiek pokocham jakiś zapach od Versace?

foto1 via boots.com; foto2 via bienmanger.com

Tagi: ,

Podobne wpisy