Vivienne Westwood – Boudoir
Istnieją perfumy tak seksowne, tak kobiece, że aż chce się je mieć.
W przypadku Boudoir mamy do czynienia z prawdziwą kocicą. To nie kotka, która przyszła się pobawić. Stąpa po gorącym, czerwonym, blaszanym dachu. Ona przychodzi by użyć, zużyć i porzucić. Femme Fatale.
Początkowo Boudoir zapowiada się raczej mrocznie, na wysokiej szpilce. Powiew mroźnych aldehydów tworzy aurę niedostępności, otacza mrokiem. Wyrachowany kwiat pomarańczy pnie się coraz wyżej, towarzyszy mu zasuszony hiacynt i ostra bergamota. Zbliżamy się do serca naszej bohaterki.
W jej sercu kryje się wiele ciepłych akordów i zmysłowych zagrań. Najmocniej wybija się pikantny goździk(kwiat) i rozpustna róża. Te kwiaty są rodem z ulicy. Ich charakter jest jednoznaczny, ale nie gorszący. Idealnie współgrają ze sobą, zapraszając do zabawy tytoń (według nut – jego kwiat). Pachnie delikatnie, nie straszy intensywnością. Wręcz przeciwnie – jest suchy, delikatnie się tli. Dzięki temu wiemy, że nasza Boudoir nie stroni od okazjonalnego papierosa, bądź mężczyzny, który pali. Dodatkowego ognia i intensywności zapachowi dodaje kardamon w jaśminowej powłoce. Zapach jest kwiatowy, ale nie brakuje mu pikanterii. Nie nudzi.
W bazie docieramy do sedna. Po udanym występie rozwiązłych kwiatów możemy nacieszyć się delikatną wanilią ze szczyptą cynamonu. Drewno sandałowe i opary paczuli wyciszają tę temperamentną kompozycję. Kiedy Boudoir znika (po 8 godzinach), aż chce się krzyczeć Wracaj!
To zapach do którego chce się wracać. Jest jak widowisko, jak spektakl. Boudoir pochodzi z rodziny zapachów, które potrafią poprawić samopoczucie, zmienić stan umysłu. Przypomina mi Kate Winslet w Romance & Cigarettes. Jest piękna, zmysłowa, rażąco wulgarna. Ale to przecież Kate – chce się ją oglądać i można jej wszystko wybaczyć. Tak samo jest z Boudoir. Muszę mieć flakonik, muszę! Powroty muszą być częstsze.
Polecam!
Tagi: Recenzje, Vivienne Westwood