Elie Saab – Le Parfum Resort Collection
Resort Collection to pierwsza limitowana edycja od Elie Saab. Jak wszystkie poprzednie zapachy tej marki – ten też jest dobry. Szczególnie jak na limitowaną edycję, która powinna na chwilę przyciągnąć uwagę (by klienci nie szukali oflaktorycznych przygód wakacyjnych gdzie indziej) – głównie flakonem, a następnie odesłać z powrotem w stronę regularnych zapachów z katalogu Saab.
Okazuje się, że Resort Collection to zapach całkiem udany i ja żałuję, że nie pozostanie w ofercie na dłużej. Ale od czego jest każda następna limitowana edycja? Nie oszukujmy się – będzie ich pełno.
A wracając do samego zapachu:
Resort Collection od pierwszych sekund jest dla nosa czystą przyjemnością. Lekki, rześki, zielony, owocowy, elegancki… – mogłabym tak rzucać określeniami w nieskończoność.
Piękne i dorodne figi dojrzewają w słońcu, pachną świeżym powietrzem, niebieściutką wodą i najzieleńszymi liśćmi – prezentują dla mnie taką wakacyjną czystość. Wszystko jest po deszczu – orzeźwione, niezmęczone i gotowe do zachwycania odpoczywających. Choć nazwa tych perfum jest wyjątkowo szpetna (mało artystyczna) to zdecydowanie pasuje do zapachu. Taki ekskluzywny resort wypoczynkowy, w którym pachnie wyjątkowo pięknie. W otwarciu mamy również świeżutki sok z mandarynek i subtelny aromat kwiatów pomarańczy.
Oblicze figi zmienia się nieco w sercu kompozycji, za sprawą pojawienia się kwiatów. Tło stanowi lekka mgiełka jaśminowa, a podstawę zielony zapach liści pomarańczy. W centrum mamy kremowe frangipani, które jest chyba wyjątkowo urodziwym okazem. Podbija słodycz fig, które od razu stają się bardziej kremowe i „wakacyjne”. Można postawić obok nich dobry olejek do opalania, zapachy nie będą się gryzły. Resort Collection spokojnie wyleguje się na skórze, nie wyskakuje i nie krzyczy. Jest rzeczywiście pachnidłem dobrym do wypoczynku, szczególnie takiego, gdzie nie chcemy być wyczuwalni kilka metrów dalej. W bazie perfum znajduje się ciepła, ale skromna ambra i całkiem wymowny cedr. Resort utrzymuje się na skórze przez około 6, 7 godzin. Szkoda, że nie pozostaje na skórze dłużej, ale pachnie tak przyzwoicie, że mogę mu to darować.
Ta odmiana Le Parfum to moim zdaniem zapach tylko i wyłącznie na wakacje. Nie zrozumcie mnie źle – nie mam nic przeciwko używaniu go np. jesienią. Sama łączę go jednak tylko ze słońcem, wypoczynkiem i wysoką temperaturą. W takich warunkach sprawdzi się najlepiej. Pachnie naturalnie i delikatnie, ale nie jest to też pachnidło spektakularne. Koniec końców – pełni swoją misję dobrze i polecam przetestowanie.
* post sponsorowany