Hugo Boss – Nuit Pour Femme
Perfumy Hugo Boss Nuit Pour Femme kupisz w Perfumeria.pl!
Perfumy Boss Nuit Pour Femme pojawiły się w perfumeriach w 2012 roku i były promowane bardzo ostentacyjnie na hit. Na taki wielki hit, jakiego marce Hugo Boss brakowało, bo pomimo kilku popularnych zapachów, perfumy Bossa nie kojarzą się z wyższą półką. Nie bez powodu, one po prostu są zazwyczaj przeciętne.
Aby wmówić nam, że zapach ten będzie genialny i zmieniający oblicze marki zatrudniono do reklamy tegoż pachnidła Gwyneth Paltrow. Dla mnie to wcale nie polepszyło sytuacji. Owszem, jest ładna i o niebo lepsza (jako aktorka) od wszystkich perfum Bossa razem wziętych, ale ja jej po prostu nie czuję. Ona jest taka chłodna, niby uśmiechnięta, ale nie wydaje się być serdeczna, coś w niej mnie odpycha. Na pewno mnie nie grzeje, raczej ziębi. W żadnej ze swoich wielu ról kinowych nie była w stanie mnie zaangażować.
Dobór Gwyneth do tych perfum można uznać za mistrzowski. Bo to, co czuję do niej jest niezwykle zbliżone do moich odczuć względem perfum Nuit.
Jest to woń ładna. Tylko tyle – ładna. To takie „współczesne” pachnidło dla kobiety, która walczy każdego dnia w pracy, by wspiąć się gdzieś tam po drabinie do sukcesu, biegającej z kawą po zatłoczonych ulicach. To taka moja wizja, którą odbieram przy wielu pachnidłach, które odmawiają nam doznania jakichkolwiek emocji czy historii. A bajeczki o wyzwolonych working girls sprzedają się całkiem dobrze.
I mamy tutaj brzoskwinię, która wcale nie pachnie jak owoc, ale raczej jak mydło o jej zapachu. To pewnie przez aldehydy, które pachną okropnie drętwo, jakby wcale nie chciały być aldehydami, tylko czymś bardziej nowoczesnym. Spodziewam się nadejścia kwiatów… I one przybywają bardzo leniwie, ociągają się okrutnie. Czuję tylko jakieś nieokreślone białe kwiaty, a może po prostu coś, co ma pachnieć jak biel, szczypie mnie coś po nosie i to pewnie jest obiecany w nutach zapachowych fiołek.
Nie jestem zadowolona, bo o ile początkowo ten zapach wydał mi się ładny, to z czasem traci, jest coraz bardziej przeciętny. To zupełnie nie moja bajka. A co do flakonu – czy on nie jest jakimś okrutnym przekłamaniem? Kiedy na niego spojrzałam i poczytałam o nutach z tej kompozycji, to wyobraziłam sobie nozdrzami coś ciężkiego, wieczorowego – takiego naprawdę dobrego sandałowca w duecie z mchem. W bazie perfum tli się jakieś drewienko, ale znika tak szybko, że nie sposób mi nawet zorientować się, co to jest i czy mi się to podoba. Perfumy „pryskają” z mojej skóry już po czterech godzinach. Może i to dobrze.
* post sponsorowany