Carner Barcelona – Black Calamus
Carner Barcelona to marka, która serwuje naprawdę dobre perfumy. I choć mam do nich pewne zastrzeżenia, to większość z nich to dobre pachnidła. Kiedy zobaczyłam informacje o nowej kolekcji składającej się z trzech czarnych flakonów, to chyba nie mogłam być bardziej rozczarowana. Wyobraziłam sobie jakiś przyzwoity oud, nudną różę i coś jeszcze. W rzeczywistości są to 3 dobre zapachy: Black Calamus, Rose & Dragon oraz Sandor 70′. Czy jestem nimi zachwycona? Pewnie nie i dla żadnego z nich nie widzę miejsca w kolekcji. Pewnie dlatego, że myślami poszukuję już czegoś lżejszego na wiosnę. Tak, nie mogę się na wiosnę doczekać. Nie mogę.
Black Calamus to zapach, którego nie mogłam po prostu odpuścić i nie napisać o nim dla Was, bo jest to wyjątkowy blast from the past. Na mojej skórze pachnie bardzo podobnie (niestety nie identycznie) do Black Cashmere Donny Karan. Nigdy nie miałam własnego flakonu i nawet nie wiem, czy obecnie w ogóle bym go chciała, ale wspomnienia dawnej miłości odżyły.
Black Calamus, czyli Czarny tatarak jest przede wszystkim agarowy. To taki przyjemny i lekko smolisty oud z zielonym podłożem. Czuję w nim dużo wyrazistego labdanum i tutaj muszę przyznać, że zapach jest przepiękny. Ostry, całkiem mocarny i idealny dla osób, które kochają oudowe klimaty. Nie jest to jednak zapach szorstki czy bez jakiegoś piórka, które by nas mile połaskotało. To, co ja najbardziej cenię w tym zapachu, to taki bardzo miękki akord przyprawowy. Duet kolendry z pieprzem zabiera mnie na wycieczkę w przeszłość do kuchni mojej babci, kiedy zlecała mi kręcenie pieprzu w młynku (ach, jaka ja wtedy czułam się ważna!). Uwielbiałam woń pieprzu i to chyba mi zostanie na zawsze. Pod tym wszystkim jest jeszcze nuta jałowca, która razem z tatarakiem przywołują piękny zapach zieleni, nieco leśnej, jakby wilgotnej.
I kiedy już myślę, że jest wszystko – bo jest mocna baza, przyprawowy kokon, autentyczna botanika i dobre emocje, to wtedy na mojej skórze wychodzi bardzo subtelna wanilia, nieco ubrudzona oudem, ale dzięki temu może i jeszcze piękniejsza. I to jest po prostu miłość.
Black Calamus to zapach, który bardzo szybko wykłada na stół wszystkie swoje karty. W przeciągu godziny dokładnie już wiadomo, z czym mamy do czynienia i nie jest to zapach, który będzie szalenie ewoluował czy zaskakiwał. On od początku do końca ma podobny ton, ale z czasem nieco się osładza (w wytrawny sposób, przyrzekam! 😉 ). Na skórze utrzymuje się przez około 9/10 godzin i uznaję, że to jest bomba. Przypomina bardzo dobrze o Black Cashmere, więc jeśli takie klimaty ktoś z Was lubi, albo za tymi perfumami tęskni, to warto spróbować Carnera.
O ile Black Calamus naprawdę mnie ujął, to nie widzę dla niego miejsca w mojej kolekcji. Byłby to pewnie zapach, po który sięgałabym raz w roku, a potem cały dzień czułabym się w nim nieswojo. Ale na jesień pewnie jeszcze całą kolekcję przetestuję ponownie. Bo teraz nie ukrywam, ale mam już dość mocnych zapachów, a marzy mi się coś idealnego na wiosnę – o wiele lżejszym charakterze. Jeśli coś mi możecie podpowiedzieć, to byłoby wspaniale. Szukam inspiracji! 🙂
Znacie Black Calamus? A mieliście może okazję poznać Black Casmere? Jestem ciekawa Waszych opinii.
Tagi: Carner Barcelona, Nisza, Recenzje