Blog o perfumach. W oparach popkultury.

Layering: moje ulubione połączenia zapachowe.

layering jo malone london blog o perfumach

Będę z Wami zupełnie szczera. Nie jestem wielką fanką łączenia perfum. Uważam, że niektóre kompozycje są tak piękne i mają tak silną osobowość, że przykrywanie ich czymś innym jest zbrodnią. Nie widzę powodu, dla którego miałabym udoskonalać coś doskonałego (Feve Delicieuse, Addict, Biancolatte…). Nie wszystkie perfumy nadają się do layeringu, bo wychodzę z założenia, że jeśli jakieś mnie nie pociągają stojąc na własnych nogach, to nie pomoże im stanie na plecach innego pachnidła. To co słabe (albo nie mnie pisane) po prostu musi odejść.

Jeśli macie ochotę pobawić się w łączenie perfum, to polecam na początek Jo Malone London. Wiem, co myślicie, ale nie – ten wpis nie jest żadnego rodzaju współpracą. Po prostu uważam, że marka ta rzeczywiście proponuje nam perfumy stworzone do łączenia. Można się nimi bawić i ryzyko niepowodzenia jest niskie. O to z resztą chodzi i taka jest filozofia marki – zapachami powinniśmy się bawić, one powinny nam sprawiać przyjemność i łączenie ich pomaga nam w spersonalizowaniu ich, nadaniu im osobistego wymiaru.

I choć już wcześniej próbowałam łączyć perfumy tej marki, to niedawno trafiłam na połączenie absolutnie idealne.

Perfumy Jasmine Sambac & Marigold genialnie uzupełniają się z Myrrh & Tonka. Oba te zapachy należą do moich ulubieńców. Jasmine w mojej kolekcji jest nowy i ciągle poznaję jego możliwości (dlatego jeszcze wstrzymuję się z recenzją). Nosząc go po raz pierwszy czułam, że jest w nim coś znajomego. I rzeczywiście – bo w bazie pachnie jak Myrrh & Tonka.

layering jo malone london blog o perfumach edpholiczka

Myrrh pachnie bardzo zachowawczo i tajemniczo. Nie wychodzą na mnie słodkie nuty, kiedy noszę ją solo. I czasem to jest dobre, tego potrzebuję. Uwielbiam te perfumy zaaplikować przed położeniem się – koją, opowiadają mi miłą historię do snu. W połączeniu z Marigold wychodzi z nich coś słodkawego i rześkiego.

Jak to robię?

Podejścia do layeringu są różne. Jedni uważają, że należy nakładać zapach jeden na drugi, ktoś powie, że sztuka to noszenie ich zaaplikowanych w osobnych miejscach. Ja korzystam ze spuścizny obu szkół myśli, ale w tym przypadku najpierw psikam dwukrotnie Jasmine, a potem  – w to samo miejsce – jeden psik Myrrh & Tonka. I cieszę się błogim spokojem i przypływem energii. Jaśmin z cytrusami i mydlana tonka rzucająca słodkawy cień? Don’t mind if I do!

A jakie są Wasze sprawdzone połączenia zapachów? Jak je aplikujecie?

Tagi: , ,

Podobne wpisy