Katy Perry – Purr
Katy Perry, Purr. Pierwsze wrażenia przed testami:
– tandetne zdjęcie reklamowe,
– obleśne, lateksowe wdzianko,
– przerażający flakon…
Advertisement w przypadku tych perfum jest wybitnie odpychający. Mimo wszystko, daję szansę Katy Perry i jej kociej obsesji.
Moje nastawienie do perfum celebryckich jest pozytywne. (Swoje argumenty już przedstawiłam, jeśli ktoś chce się zapoznać, to zachęcam do kliknięcia tutaj). W przypadku Katy Perry moje nastawienie jest bardzo obojętne. Nie podobają mi się jej piosenki, osoba, jej przekaz. Nie znajduję w niej nic nowego, inspirującego. Być może kiedyś zmienię zdanie, bo każda piosenkarka przechodzi metamorfozy. 😉
Debiutanckie perfumy Katy noszą bardzo sugestywną nazwę Purr. Co ciekawe, drugie perfumy tejże piosenkarki nazywają się Meow. Jak widać, Katy stawia na koci język, dumnie reprezentuje świat, który podobno rozumie.
Woda perfumowana Purr znajduje się w kocim flakonie, który wywołuje wiele skrajnych emocji. Niektórzy padają z zachwytu (podejrzewam, że to głównie wielbiciele kotów), niektórzy ze strachu. Nie mam nic przeciwko flakonom w kształcie zwierząt, ale oczy tego kociaka są zdecydowanie alarmujące. Mam wrażenie, że zagląda do mojej duszy i nie podoba mu się to co widzi. 😉
Nuty zapachowe Purrfum Katy Perry:
Nuty głowy: gardenia, bambus, brzoskwinia, czerwone jabłko
Nuty serca: frezja, róża, jaśmin
Nuty bazy:piżmo, orchidea, drzewo sandałowe, ambra, wanilia, kokos
Pierwsze sekundy po spryskaniu Purr na skórę były dla mnie wielkim szokiem. Nie spodziewałam się, że za tak odpychającą otoczką perfum może kryć się coś tak przyjemnego, radosnego, ładnego.
Początkowo w Purr dominuje brzoskwinia i kokos. Z jednej strony zapach jest świeży, za sprawą pięknej brzoskwinki i jabłka, z drugiej strony jest słodki za sprawą kokosowej nuty. Po kilku minutach na skórze pięknie rozgrzewa się wanilia. Purr nie staje się ani zbyt słodki, ani zbyt owocowy.
Po około godzinie zapach przechodzi w bardziej kwiatowy wymiar. Przyznam, że jest o wiele mniej interesujący. Dominuje frezja, którą uwielbiam, ale w przypadku tych perfum, kwiaty zabierają pewien urok. Serce nie jest już tak słodkie jak otwarcie zapachu. W tle mamy piękny jaśmin, który razem z frezją dodaje pewnego „ugrzecznienia” i sprawia, że Purr nie skręca w stronę „Hej! Jestem na plaży, pachnę jak olejek do opalania i pinacolada!”
Baza Purr jest bardzo delikatna, najbardziej wyczuwalne w niej jest dla mnie drzewo sandałowe i kokos. Zapach nie jest bardzo trwały – na mojej skórze utrzymuje się do 5 godzin (podczas chłodnego dnia nawet do 7!). Jednak mimo wszystko chciałabym go mieć w swojej kolekcji (najlepiej w naczyniu bez kota, choć dobrą opcją byłoby kupienie testerka – bo nie ma zatyczki:D). Jest radosny, owocowy, słodki. Zazwyczaj kokos przyprawia mnie o ból głowy – w tym przypadku tak nie jest. A to już coś.
Oczywiście, nie jest to zapach odkrywczy. Zdaje mi się, że próbuje nawiązać do popcornowej nuty Miss Dior Cherie, kokosowej eksplozji w stylu Harajuku Lovers G. Zaryzykuję nawet stwierdzeniem, że Purr spodoba się fankom perfum Juicy Couture, bo przywołują chęć dobrej zabawy, szaleństwa, wspomnienia dobrych chwil. Jest coś takiego w Juicy Couture, że pasują do młodych, energicznych kobiet, które mają w sobie pozytywną energię. Oczywiście perfumy JC są o wiele bardziej trwałe, wyraźne i dominujące. Ale gdyby miały mieć młodszą siostrę, która ma ochotę imprezować ze starszą – to na pewno tą siostrą byłaby Purr.
Tagi: Katy Perry, Recenzje