Vivienne Westwood – Anglomania
Perfumy Vivienne Westwood są wyjątkowo udane. Cała kolekcja jej zapachów jest spójna. Każda z pozycji jest ciekawa i w pewien sposób oddaje charakter samej Vivienne – kobiety która jest odważna, głodna życia, barw, sukcesu. I nie zamierza za nic przepraszać.
W przypadku pudrowego nieba – bo tak nazywam perfumy Anglomania, do czynienia mamy z wyjątkowo seksownym zapachem pudrowych fiołków i róż w asyście wielu przypraw – to tak w skrócie. Anglomania to perfumy kobiece pełną piersią.
Początkowo uderza mnie świeży aromat chłodnej, zielonej herbaty. I choć pierwsze skojarzenie wędruje do kultowej Green Tea Elizabth Arden, to w Anglomanii herbata ma bardzo oryginalne podszycie. W jej asyście znajdują się kardamon i kolendra. Taki napój orzeźwia!
Chwilę później czuję pudrowego fiołka, który wyskakuje na mnie z niespodziewaną mocą. Pachnę jak kobieta! Fiołek ten bezwstydnie wyleguje się w tonie pudru, choć sam jest bardzo ciekawy, przypomina mi nieco kosmicznego brata z Ultraviolet.
Temperatura rośnie, wyłania się słodka pąkowa róża w sukience z gałki mukszatołowej. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że pod sukienką ma na sobie ciasny gorset, który dosłownie wyciska z niej wszystkie jej wdzięki. A sama Anglomania jest raz żywa i energiczna, raz spokojna i melancholijna. Kobieta zmienną jest.
A gorset ten jest skórzany. Tak, nuta skóry jest tutaj pięknie wyeksponowana. Wśród kwiatów i przypraw pachnie bardzo autentycznie i zmysłowo. Kiedy już wszystkie triki zostały zaprezentowane, a Anglomania kończy swój występ o wiele mocniej zaczynam wyczuwać wanilię, która przez cały czas była gdzieś w tle. Teraz łagodnie koi zmysły, utrzymując pudrową atmosferę w odpowiedniej (słodkawej!) tonacji.
Anglomania początkowo odurza swoją mocą, jednak z każdą chwilą robi się coraz bardziej potulna i spokojna. Mimo wszystko udaje jej się zachować swój piękny charakter, potrafi leżeć na skórze do około 10 godzin, przypominając nagle o sobie, uwalniając lekki obłoczek pudru.
Rumiana róża w połączeniu z fiołkiem i toną pudru sprawia, że mam ochotę cała wypsikać się tymi perfumami i w nieskończoność się nimi cieszyć.
Wtedy przypominam sobie, że zapach jest wycofany. Kupienie flakonu nie jest jeszcze problemem, choć na pewno z każdym dniem jest coraz gorzej. A szkoda – mało jest takich solidnych, pudrowych zapachów. Mam wrażenie, że teraz zapach kobiecy to taki, w którym wszystko jest słodkie i pralinkowe, a jakikolwiek przemycony do kompozycji kwiat musi pozować na cukierka. Dlaczego?
Kocham Boudoir i Anglomanię i w trybie natychmiastowym muszę zatroszczyć się o flakony tych cudeniek. I Wam polecam to samo!
Tagi: Recenzje, Tydzień Z, Vivienne Westwood