Co lepsze – nisza czy mainstream?
Co jest lepsze – perfumy niszowe czy mainstreamowe?
Często jestem o to pytana, nigdy jeszcze nie byłam w stanie udzielić odpowiedzi pozbawionej yyyyyyyy, aaaaaa. Bo jak tutaj odpowiedzieć na to pytanie? Kocham mainstream. Głównie za jego otoczkę, flash i bling, jakkolwiek to nazwiemy. Tylko, że jak na każdy przyzwoity intensywny romans przystało – z czasem czuję przesyt, nudzę się i rozglądam się na bok. Czego szukam? Czegoś bardziej wyjątkowego, nieznanego, wyrafinowanego. Wtedy z pomocą nadchodzi nisza oferująca mi zapachy cyrkowych lin, oddechu lwów i białego drewna. Ten świat pochłania mnie, fascynuje i już myślę, że znam odpowiedź na to nurtujące wszystkich pytanie. I wtedy czuję się zmęczona tymi metaforami, nietuzinkowymi połączeniami, zapachami nad którymi trzeba sporo pomyśleć i nos skręca w stronę czegoś łatwiejszego… Tak – wracam do mainstreamu. Wracam po więcej. A potem? Sami już wiecie.
Nie jestem w stanie jednoznacznie stwierdzić, co lepsze. Wiem, że ktoś może pomyśleć – no jak to, prowadzisz bloga o perfumach, uważasz się za znawcę tematu i w ogóle rozważasz co lepsze? Wiadomo, że nisza jest lepsza. I z tym się nie zgodzę. Bo mnie potrzebne jest jedno i drugie źródło. W jednym szukam prostych rozwiązań, popkulturowej otoczki i tego co mi znane, bezpieczne. W drugim szukam czegoś, co poszerzy moje horyzonty, czegoś nowego nauczy, na coś uczuli. A skoro już przy uczulaniu jesteśmy… Nie uprzedzajcie się, nie zamykajcie w jednym pudełku. Stwierdzenia typu – wolę niszę, mainstream to chłam brzmią paskudnie. Podobnie odbieram stwierdzenia typu – nisza jest dla snobów, nie mam na to czasu. Bo jeśli kochamy perfumy, to prędzej czy później mamy do czynienia z tym jednym i drugim światem. Nie mówię, że nie mamy faworytów. Myślę, że każdy obserwujący ulubionych blogerów i aktywnych w sieci miłośników perfum widzi, w którą stronę ciągnie ich bardziej. Ale nie warto zamykać się przed czymś innym. Wychodzenie ze strefy komfortu w kwestii poznawania perfum potrafi być zbawienne. Znam setki przypadków.
Wraz z poznawaniem świata niszy i manstreamu możemy wybrać z każdego z nich to, co nam odpowiada.
Na moim przykładzie. Trudno mi porozumieć się z drzewnymi kompozycjami z mainstreamu. Są suche, drętwe i bez wyrazu. Nie wszystkie, ale większość. Za to drewniaki z niszy są dla mnie głównie dobrymi doświadczeniami i wiem, że to temat, który chcę cały czas odkrywać, drążyć. W niszy nie mogę zazwyczaj porozumieć się z kwiatami – np. moim ukochanym irysem czy z liliami. Wolę kilka okazów z mainstreamu – które są wystarczająco ciekawe, ale nie zostały przekombinowane. Nie lubię, gdy ktoś próbuje mnie zamęczyć swoją awangardą, odmiennością. Tak jakbym miała do czynienia z nastoletnią dziewczyną, która świadomie przemienia się w stracha na wróble, by tylko nie wyglądać jak lalki Barbie z jej klasy. Jak gdyby zwykły i schludny ubiór nie wystarczył, by się od nich odróżniać.
Zachęcam Was gorąco do poznawania niszy i mainstreamu bez wybrzydzania. Nie warto marnować czasu na uprzedzenia, najlepiej się ich pozbyć. Sama zaczęłam od owocowych Escadek, potem przeszłam do innych zapachów. Choć na samym początku nie przewidywałam, że tak to się potoczy. Teraz w mainstreamie czuję się pewnie, niszę odkrywam z wielką ciekawością. Życie nie jest wystarczająco długie by poznać wszystkie zapachy świata, ale to nie znaczy, że nie będę próbować. I do tego zachęcam również i Was.
A co Wy na ten moment wolicie – niszę czy mainstream?
Tagi: Lifestyle, Nisza, Przemyślenia