Blog o perfumach. W oparach popkultury.

Perfumowe zauroczenie tygodnia #27

atelier cologne

Ta edycja zauroczeń jest wyjątkowa! To już druga, w której wszystkie zapachy pochodzą z niszy i tym razem jest ich wiele. Zaczynamy!

Atelier Cologne

Podczas ostatnich zakupów w Sephorze zauważyłam, że pojawiły się perfumy tam Serge Lutens i Atelier Cologne. Wreszcie coś ciekawego! Zaraz po wejściu przewąchałam kilka przyjemniaczków – np. Signorina Misteriosa, Prada Candy Kiss, Missoni… Nie znalazłam nowej Aqua Allegoria, a na to liczyłam. Ale w mainstreamie nic mnie nie zachwyciło. Jeśli chodzi o Serge i Atelier, to wybór mają spory, naprawdę warto się wybrać i popróbować. Lutensa sobie odpuściłam, bo dość dobrze znam te zapachy. Co innego z Atelier, bo miałam wcześniej przyjemność z czterema. A które mnie zachwyciły?

atelier cologne

Trafiłam do perfumerii w dobrym momencie, bo pojawił się właśnie najnowszy zapach o nazwie Bergamote Soleil. I jak zazwyczaj nie lubię bergamotki (wina mainstreamu!), to tutaj jest ona niebiańsko cudowna. Pachnie słońcem, świeżym powietrzem, lekko przyprawową mgiełką. W nutach (poza bergamotą) znajduje się m. in. lawenda, gorzka pomarańcza, mech dębowy i kardamon. Bardzo spodobał mi się również zapach Pomelo Paradis, w którym czuję poza pomelo nic więcej, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Proste, ale śliczne są również Mandarine Glaciale i Figuier Ardent, która pachną dokładnie tak, jak się nazywają – pierwszy mandarynką, drugi figą. Żałuję, że nie udało mi się dorwać testera Santal Carmin, bo perfumy te śnią mi się już od dawna. Mój romans z Atelier Cologne uważam za rozpoczęty. Może skończyć się ogłoszeniem bankructwa, ale cóż – przynajmniej będzie intensywnie 😉

atelier cologne figuier mandarine

Carner Barcelona

Uwielbiam El Born i musiałam poznać resztę zapachów tej hiszpańskiej marki. Wszystkich jeszcze nie znam, ale zdążyłam kolejne trzy pokochać i jednym się rozczarować. Może zacznę od rozczarowania. Spodziewałam się, że Tardes będzie moją miłością. Migdały, tonka, heliotrop… Czego tu nie kochać? Czytałam, że wiele osób uważa te perfumy za słodkie i niepotrzebnie wyrobiłam sobie takie oczekiwania. Tardes na mojej skórze pachnie sucho, kwaskowato i nieprzyjemnie. Zero słodyczy, zero chemii między nami. Szkoda!
Nie będę jednak rozpaczać, bo na ratunek pospieszyły trzy inne cudowne zapachy – Rima XI, Palo Santo i Cuirs. Cuirs to perfumy bardzo popularne, pewnie wielu z Was już je zna. Jest w nim wszystko, na punkcie czego można zwariować – oud, gwajak, szafran, sandałowiec… Wreszcie zaczynam rozumieć mój problem z perfumami drzewnymi – nie szukałam ich w niszy. A one dobrze pachną tylko w niszy (wiem, na pewno znajdzie się kilka wyjątków)!  Kolejny przykład – Palo Santo. To chyba będzie moje ulubione drzewne pachnidło. Jest wystarczająco słodkie, by mnie uzależnić. Najgłośniejsze nuty zapachowe w Palo Santo to mleko, wetiwer, gwajak, wanilia i rum. Mniam!
Ostatnim zauroczeniem z rodziny Carner jest Rima XI. Tak do końca pewna go jeszcze nie jestem, bo nie utrzymuje się na mnie tak długo jak bym tego chciała, ale na pewno są warte uwagi. Pamiętam, że gdy narzekałam na reformulacje Dolce Vity, kilka osób poleciło mi testy Sensuous od Estee Lauder. Cała kolekcja zapachów z linii Sensuous to dla mnie koszmar. Takie nadmuchane, nachalne i dla mnie sztucznawe te drewniaki od Lauder są. Tyle. Wąchając Rima XI pomyślałam, że to jest właśnie taka przyprawowa mieszanka, jakiej mi zdecydowanie brakowało. Nie jest tak dosłownie do Dolce Vita podobna, ale ma w sobie taki miły klimat Bożego Narodzenia z dużą dawką cynamonu, wanilii, kardamonu i gałki muszkatołowej. Polecam testy!

carner barcelona zauroczenia

Inne słodkości

Pierwsze spotkanie z La Danza delle Libellule od Nobile 1942 nie było dla mnie przyjemne. Nie potrafiłam zrozumieć, skąd te zachwyty nad tym pachnidłem. Na mnie pachniało jak jakiś męski zapaszek z niższej półki w jabłkowym soku. Chyba miałam wtedy zły dzień, bo już drugie testy były zupełnie inne. Ważka pokazała mi swoje piękne oblicze i nie mogłam oprzeć się temu słodkiemu i niezwykle trwałemu zapachowi szarlotki. Wanilia, kokos, cynamon, jabłka… Czego można chcieć więcej? Perfumy te są idealnym comfort scent, sprawiają, że czuję się bezpiecznie i mogłabym się uśmiechać w nieskończoność.
Przeczuwając, że coś niezwykle ciągnie mnie do orientu, zamówiłam próbkę Honey Aoud od Montale. Zachęciła mnie wcześniej Digga, a raczej jej bajeczna recenzja. Honey Aoud zaczyna się bardzo ambitnie i niszowo. Na tym etapie trudno by mi było z tym pachnidłem „iść do ludzi”. Potem oud się troszkę uspokaja i jest więcej miodu i cynamonu, skóry… Ciepło, smacznie i znajomo – mimo, że nic podobnego chyba nie testowałam.

niszowe zauroczenia montale nobile

Wygląda na to, że muszę zrobić kolejny wpis, kontynuację tej wishlisty 11 niszowców, których potrzebuję w mojej kolekcji.

Znacie wymienione przeze mnie zapachy?
Co Was ostatnio zauroczyło?

Tagi: , , , , ,

Podobne wpisy