Perfumowe zauroczenia #33
Dzisiejszy post dedykowany jest wszystkim moim Czytelnikom, którzy pamiętają ten cykl wpisów! Ostatni pojawił się w lipcu 2018 roku. Przerwałam jego pisanie, bo nie miałam już takiej niepohamowanej chęci, aby na bieżąco opisywać wszystkie moje zapachowe pragnienia. Co ciekawe – wystarczyło tylko wspomnieć o jakiejś perełce zapachowej, a potem sama nie mogłam jej kupić, bo mnie w tym wyprzedzaliście! To były czasy! 😉
Ostatnio przyszła do mnie taka chwila refleksji, że skoro zmienia się trochę mój zapachowy gust, to warto opowiadać o zapachach, które mnie fascynują. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. I pozwalam sobie wspominać o tych największych fascynacjach, bo o wszystkich nie sposób napisać.
Moją największą miłością stał się Xerjoff Italica. Mam próbkę tego zapachu i planuję zakup w najbliższym czasie. Już myślałam, że gourmandy odchodzą w zapomnienie, ale nie takie całkowite. Kiedy pojawiła się Italica poznałam nową jakość i planuję Wam o nich napisać, bo według mnie to najlepszy zapach z rodziny gourmand. Trochę ich już pogryzłam, ale z takim cudem jeszcze nie miałam przyjemności. Jeśli nuty toffi, migdałów, mleka, wanilii i szafranu brzmią dla Was kusząco, to polecam zamówić próbkę online. Ten zapach jest po prostu bestialsko piękny. Zawiesisty, bogaty, gęsty, niesamowicie trwały. Potrafi uzależnić!
Od pewnego czasu sympatyzuję z kwiatowymi pachnidłami marki Serge Lutens. Często noszę Nuit de Cellophane oraz Fleurs d’Oranger. Zapragnęłam czegoś nowego i podczas wizyty w perfumerii poznałam Fils de Joie. Jaka piękna radość i świetlistość biła z blottera skropionego tą kreacją! Przyniosłam ten blotter do domu i jeszcze kilka dni zachwycałam się zapachem. Nie wytrzymałam bez niego długo i teraz cieszę się nim na skórze. Od razu wiadomo, gdzie ten zapach był aplikowany, bo Fils de Joie zostawia na skórze różowe plamy. 😉 Jest to pięknie i na słodko podany jaśmin – roześmiany i pielęgnowany nutą słodkiego miodu. Pachnie bardzo wyraziście i należy do pachnideł żądających atencji. Poddałam się całkowicie.
Drugim moim zauroczeniem jest Datura Noir. Kiedyś przechodziłam obok niej raczej obojętnie, ale ostatnimi czasy po prostu potrafię docenić dobre kwiaty (chyba, że jestem odurzona Italicą!). Datura to tuberoza w wersji soft w otoczeniu wytrawnych migdałów, heliotropu, okraszona wilgotnym kokosem, na waniliowym podszyciu. I choć większość tych nut prowadzi nas myślami w stronę ulepu rzędu Platino Omnia Profumi, to zupełnie tak nie jest. Datura Noir wyraża się jasno, ale cicho. Używa dobrych argumentów, ale wytacza je z godnym pozazdroszczenia spokojem.
Koniecznie dajcie znać, czy mieliście do czynienia z wymienionymi przeze mnie zapachami. Jestem ciekawa, co o nich myślicie.