Kupiłam perfumy za 800 zł. Czy było warto?
Zostałam niedawno zapytana o to, czy żałuję zakupu perfum, które kosztowały ponad 500 zł. Moja znajoma chciała wiedzieć, czy rzeczywiście za ceną idzie jakość, czy nie znalazłabym czegoś tańszego w podobnym tonie. No właśnie – czy to nie jest tak, że po tak drogim zakupie schodzi się na ziemię i po pewnym czasie dochodzi się do wniosku, że te perfumy nie były warte swojej ceny?
Podejrzewam, że pewnie każda osoba, której ta sytuacja dotyczy odpowie, że to zależy. Zależy od danego zapachu. W mojej kolekcji mam około 10 flakonów, które kosztowały mnie więcej niż 500 zł. Nie będę opisywać wszystkich. Wybrałam z nich 3 zapachy, które noszę ostatnio najczęściej.
Nie pamiętam dokładnie, ile zapłaciłam za Gypsy, ale coś około 600 zł. Może ciut więcej lub mniej. Kiedy poznałam się z tym zapachem, czułam się nim absolutnie oszołomiona. Czułam, że to jest idealny zapach na jesień, kiedy potrzebujemy jeszcze wspomnienia lekkości lata na skórze i zapachu drewna z nutką wanilii. Od początku wiedziałam, że nie jest to zapach siekiera i nie będzie się utrzymywał na skórze godzinami. To nie jest w jego naturze. Gypsy cichutko zaszywa się na skórze, komplementuje ją. Moje oczekiwania zostały spełnione przez te perfumy i choć teraz odgrzebałam je po kilku miesiącach zapomnienia (nie lubię ich zimą, łatwo giną na mrozie), to cieszę się, że mogłam zatęsknić. Cieszę się, że je mam i choć ich cena jest zawyżona (jak całej marki Byredo), to kupiłabym je jeszcze raz.
.
#2 Feve Delicieuse, Christian Dior
Feve Delicieuse było szaloną miłością. Od próbki się zaczęło, potem rozpoczęły się sny, halucynacje i fatamorgany. Po prostu musiałam je mieć. W tym przypadku również nie mogę dokładnie Wam powiedzieć ile kosztowały, bo nie pamiętam, ale coś około 700 zł. Kupiła mi je pewna cudowna osóbka w UK, która dysponowała bardzo korzystną zniżką. Grzech nie kupić! Zapach spełnił moje oczekiwania, jestem z niego zadowolona. Nie noszę go zbyt często, bo to jeden z tych, na który muszę mieć nastrój. To taki zapach przepychu, elegancji. Niekoniecznie jest to mój zapach na dzień w pracy. Perfumy warte każdej złotówki, dałabym za nie więcej, gdyby było trzeba. 😉 Podobno zostały wycofane z produkcji. 🙁
#3 Love, don’t be shy, Kilian
Moja obsesja na punkcie tych perfum zaczęła się we wrześniu, kiedy poznałam je w Gdańsku. Cały koncert Ricky’ego Martina czułam te perfumy na skórze, mimo, że było to jedno małe psiknięcie. Absolutnie przyćmiły zapach, którym byłam wypsikana tego dnia. Kiedy zobaczyłam, że perfumy Kilian wchodzą do douglas.pl, czułam, że nadchodzące -20% będzie oznaczało zakup. Mój mąż kupił mi je w prezencie, a odkąd je dostałam, nie możemy się rozstać (ja i perfumy, choć z mężem jest podobnie 😉 ). Recenzja tego zapachu nadchodzi, więc nie będę się tutaj za bardzo rozpisywać w tym poście. Choć był to prezent, to odczułam cenę tego zapachu (wspólny majątek robi swoje). Nie należę do osób, które rozpaczają nad wydanymi złotówkami. Jeśli coś miałoby boleć, to bym tego nie robiła. Jak już się decyduję, to na całego. Było warto, było! Nie znam zapachu choćby zbliżonego do Love. To jest arcydzieło wśród słodziaków. Marzy mi się kolejny Kilian, ale oczywiście muszę przejść przez proces próbkowania, zastanawiania (jak było w przypadku wszystkich wymienionych wyżej perfum).
.
Pewnie można rzec, że wydawanie tyle na perfumy to próżność. Spotykam się z tym często i nawet mnie to śmieszy. Mnie nie przychodzi do głowy oceniać czyjeś wydatki, bo szczerze mnie to nie interesuje. Jeśli jednak ktoś krytykuje moje wybory, to jest to jego ból i jego problem.
Przed zakupem testuję perfumy przez długi czas. Jeśli zdarzy się tak, że mi się znudzą, albo mimo testów mnie rozczarują, to sprzedam je komuś, albo oddam bliskiej osobie.
Nie kupuję perfum tak często jak kiedyś, więc bez wyrzutów sumienia pozwalam sobie na droższe egzemplarze. Właściwie to ta cena nie ma znaczenia. Zapach ma się zgadzać. Ma dodawać mi czegokolwiek sobie wymyślę, ma mnie podnosić na duchu, dodawać mi entuzjazmu. O niczym tak nie marzę teraz jak o starym, dobrym Eclat d’Arpege Lanvin, które widziałam wczoraj w perfumerii internetowej w cenie 100zł/100ml. Cena nie gra roli, liczy się jakość.